Zafascynował mnie jeden dzisiejszych tematów w s. Ponieważ sama jestem milczeniem, to interesująco jest poczytać o nim właśnie. Dlaczego milczę częściej niż piszę? Bo otacza mnie nadprodukcja słów, tak bezsensownych, jak i mądrych. A moim zdaniem słowa powinny ważyć, świadczyć o nas, zbliżać nas a nie oddalać. Być szansą na porozumienie, a nie – powodem do kłótni.
Spotykając drugiego człowieka w świecie rzeczywistym dostajemy szansę rozmowy hm, integralnej/?/. Widzimy swoją rozmówczynię, rozmówcę, nasze opinie wywołują natychmiastową reakcję nie tylko na poziomie werbalnym, żart rodzi śmiech, refleksja – zadumę, pytanie – odpowiedź. Interakcja nas ubogaca. Noo, wiem, że nie zawsze jest tak miło, ale skupię się na wersji optymistycznej:/
Dołączając do sieciowej braci amputujemy sobie całą sferę pozawerbalną, tę- imo - najciekawszą część kontaktu z drugim człowiekiem. Nawet jeżeli bardzo nie chcemy przyznać, to sieciowy kontakt opiera się raczej na komunikacie niż rozmowie, a jednak jesteśmy tu i blogerzy /od niedawna i ja/, i komentatorzy. Dlaczego? To właśnie interesuje mnie najbardziej.
A najciekawszym jest fakt, że salonowcy nie tylko ze sobą rozmawiają, kłócą, popierają, zwalczają, ale nawet tworzą te małe wspólnoty, które można nazwać kręgiem przyjaciół. I gadają, gadają.
A słowa, rozlewają się wartkim potokiem, czekamy na nie, oburzamy się na nie, wywołują nasz śmiech, budzą grozę, często poczucie wyższości /u niektórych/, jest ich multum. Czytam, wchłaniam je, myślę nad nimi, cieszę się, że są na wyciągnięcie dłoni i klik, ale – od zawsze – raczej milczę w odpowiedzi.
Netowe znajomości, netowe rozmowy, netowe kłótnie.
Naprawdę fascynujące, tylko czy mamy /wszyscy/ świadomość erzacu?
No to odpowiem tylko w swoim imieniu: mam! a i tak lubię s.
inspiracja tutaj:
http://promiss.salon24.pl/564452,milcz-abo-nie